niedziela, 28 kwietnia 2013

Dzień 14: Monterey

Dziś sobota, więc wycieczka, druga z trzech organizowanych przez SPCD. P. Zbyszek Stańczyk zabrał nas tym razem 100 km na południe, na półwysep Monterey. Program miał się rozpocząć od wizyty w outlecie, ale zrezygnowaliśmy z niego na konto dłuższego pobytu w ciekawszych miejscach.

Najpierw pojechaliśmy do Santa Cruz, miejsca narodzin surfingu – sportu przyniesionego na kontynent przez hawajczyków w 1885 r., o czym mówi tabliczka przy latarni morskiej. W miasteczku byliśmy chwilę, ale zdążyliśmy przejść się molo i zajrzeć na plażę.

Plaża w Santa Cruz
Latarnia morska z muzeum surfingu
Klif – miejsce dla surferów
Siatkówka plażowa; zbliżenia na graczki – na żądanie
Nie karmić żebrzących fok!
Foka pod molo. Jak weszła na podest?

Po molo pojechaliśmy do Monterey, gdzie część z nas odwiedziła oceanarium, a reszta miała spacer po mieście. Oceanarium jest niezwykłe, z wieloma akwariami, wystawami czasowymi i mnóstwem atrakcji dla dzieci (może nawet zbyt wieloma). Bardzo podobały mi się sekcje touch pool, gdzie można było dotknąć niektórych morskich zwierząt.

Wewnątrz łodzi podwodnej: symulacja dla dzieci
Wielka płaszczka bez szyby
Dotyk rozgwiazdy i ogórka morskiego – bezcenny
Wielka fala za szkłem
Krasnorost-gigant
Duże akwarium, w samym środku rekiny
Świeże meduzy
Największa atrakcja – megaakwarium

Po oceanarium też poszliśmy na krótki spacer po Cannery Row znanej z powieści najsławniejszego mieszkańca Monterey – Steinbecka, a potem na lunch. Jak już można się było zorientować, jedzenie jest ważną częścią naszego życia, ale dziś zostało już mało czasu, więc wpadliśmy do fast-foodowej restauracji Sly McFly. Porcje gigantyczne, ale można gdzie indziej – np. grupa z Bubba Gump, sieciówki inspirowanej filmem Forrest Gump, opowiadała o konkursach organizowanych przez kelnerkę i dotyczących wiedzy o filmie.

Przystawki: miniporcje po amerykańsku
Cannery Row
Popiersie Steinbecka, któremu Monterey wiele zawdzięcza

Potem czekała nas jeszcze podróż siedemnastomilówką z widokami na ocean i okazałe domy. Jednym z elementów był samotny cyprys, symbol okolicy, którego "wizerunku" nie można używać bez specjalnego zezwolenia.

Ślicznie tu!
© Lone Cypress™

Na koniec pojechaliśmy do Carmel oraz rzymskokatolickiej misji, kluczowej dla rozwoju chrześcijaństwa na tych terenach, a potem mieliśmy jeszcze godzinę na zwiedzenie miasta.

Misja 
Ślad po Janie Pawle II
Cela Junipera Serry
Plaża w Carmel

W drodze powrotnej odgadywaliśmy zagadki p. Zbigniewa. Nagrody były muszelkowe i udało mi się wygrać największą, ha, ha:

My precious

A po powrocie czekała nas jeszcze praca w grupie projektowej. Nie ma lekko.

Huragan pomysłów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz