Do San Francisco lecieliśmy w grupach – moja przez Frankfurt, Airbusem A380-800, największym samolotem pasażerskim na świecie:
WARSAW LH 1353 13APR 0645 FRANKFURT ARRIVAL TIME: 0835
FRANKFURT LH 454 13APR 0940 SAN FRANCISCO ARRIVAL TIME: 1205
Airbus A380-800 gotowy na przyjęcie Top500 |
Top500 gotowi na przejęcie Airbusa A380-800 |
Lekcja 1: trzeba check-inować się szybko, bo 10h przed wylotem zostały już tylko marne miejsca na środku. Przy check-inie trzeba podać datę ważności wizy, a że odbierałem swoją wizę dopiero o 15:00 w przeddzień wylotu, ze wszystkich 500 miejsc zostało już tylko z pięć do wyboru. Na szczęście już w samolocie ktoś z bocznego siedzenia z mojego rzędu się przesiadł i w ten szczęśliwy sposób trafiłem na miejsce przy korytarzu, gdzie przynajmniej od czasu do czasu można rozprostować nogi. Wygląda to tak:
Klasa ekonomiczna w pełnej krasie |
Podróż trwa 11 godzin, więc jest męcząca, szczególnie dla płaczących dzieci i cierpiących z tego powodu wszystkich pozostałych. Ekraniki zapewniają rozrywkę (Skyfall, Życie Pi i ze sto innych filmów – więc można nadrobić braki) i informację o locie. Widok z kamery przyczepionej na ogonie albo pod kabiną pilota – bezcenny, zwłaszcza w momencie startu i lądowania. Oprócz tego można jeść (dwa obiady, przekąski i soki w samoobsłudze w kuchni), zasypiać przy książce, wyglądać przez okienko w drzwiach na korytarzu i uciekać przed stewardessami, które z niemiecką stanowczością zabraniają się "gromadzić". Leci się nad Grenlandią, którą w większości przespałem, a szkoda, bo było widać lodowe góry. Ja załapałem się już tylko na kry. Na koniec samolot zrobił kółeczko i wylądował znad oceanu, więc kto siedział przy oknie, mógł zrobić zdjęcie Golden Gate z lotu stalowego ptaka.
Przy wysiadaniu Rafał Plewa, który sam lata, namówił obsługę samolotu do wpuszczenia naszej trójki (z Mariuszem Woźniakiem, prowadzącym znacznie intensywniejszego bloga) na górny pokład i do kabiny pilotów:
Kabina życzliwych pilotów |
Potem już tylko 2 godziny w kolejce do immigration office i wypoczęci możemy korzystać z dobrodziejstw darmowego wifi i czekać na drugą grupkę:
Konkurs na największą walizkę |
Odebrani przez p. Monikę Baryczę, przedstawicielkę SPCD, autokarem dotarliśmy do Oakwood Mountain View, 555 Middlefield Rd., które będzie naszym domem przez następne 2 miesiące:
Dostaliśmy genialny lodówkowy pakiet powitalny – kanister mleka, 2 chlebobułki, masło, duże paczki szynki i sera, pudełko słodkiej cynamonowej herbaty – oraz klucze do apartamentów, w większości dwuosobowych, z częścią wspólną i dwoma prywatnymi pokojami z własną łazienką:
Część wspólna |
Część prywatna, jeszcze przed zasiedleniem |
Mieszkam z Mariuszem Barczakiem z UMCS-u (pozdrawiam, czerwona koszulka poniżej):
Gotowi na pierwszą wycieczkę |
Większości udało się jeszcze wybrać do supermarketu Safeway na pierwsze zakupy i przyklejonej do niego pizzerii Long Table Pizza:
Zmęczeni i głodni |
Jutro czeka nas spotkanie z drugą częścią wycieczki, która utknęła po drodze po przesiadce w Charlotte, lunch w chińskiej restauracji i pierwsza wizyta w Stanfordzie z prof. Moncarzem:
Zerknąłem na mapkę i "nieco" na wschód od Mountain View zobaczyłem napis NEVADA. Przypomniała mi się IX księga Tytusa: Dyliżans odjeżdża raz na kwartał, dopuszczalne opóźnienie jeden miesiąc.
OdpowiedzUsuńZwolak
Sprawdzimy. Mamy mieć tydzień wolnego po pięciu tygodniach zajęć, więc pewnie wypuścimy się i poza Kalifornię. Nevada to dla mnie Las Vegas (i Strefa 51 :)
Usuń