Dziś ostatni dzień bez zajęć – jedziemy amerykańskim szkolnym busem na oficjalne powitanie, w oficjalnych strojach, które od jutra zostawimy molom:
|
Szkoda, że w drodze powrotnej stracił zderzak przy ciasnym parkowaniu... |
|
Wesoły autobus i Alicja chowająca się przed zostaniem starościną |
|
Niektórzy wyglądają ślicznie nawet mimo zgubionego bagażu |
|
Stanford gotowy na nasze przyjęcie |
|
I nawzajem |
Powitanie miało charakter organizacyjno-motywacyjny. Najciekawsze były oczywiście tajniki naszego programu, zorganizowanego w kilku blokach:
- Leading nad Executing Strategy: nie tylko o tworzeniu strategii, ale przede wszystkim o jej wdrażaniu, roli kultury i struktury. Transform you, lead the others.
- Innovation: można dostać Nobla, ale bez wdrożenia jest on tylko dyplomem do powieszenia na ścianie. Define – Ideate – Prototype – Test.
- Entrepreneurship: how can we make it happen? risk taking, teambuilding in the trenches, choosing the right opportunity, venture capital: how it works, developing and manufacturing, go to market.
- Intellectual Property and Technology: wycena, udział w zyskach, strategia biznesowa i patenty (prawnik jest tylko doradcą – musisz sam wiedzieć, co jest twoją siłą, bo jeśli tego nie wiesz, to skąd mają to wiedzieć inni?)
- Stanford Research and Management: jak stworzyć atmosferę zachęcającą profesorów do wydajnej pracy przez 14 h dziennie – podczas gdy tak naprawdę mogłoby im wcale nie zależeć.
- Site Visits: IDEO, d.school (design thinking), Plug and Play, Google, VAIL, Cutera (lasery dermatologiczne), Exponent (failure investigation and prevention), Polycom, NASA etc.
- Internships.
|
Paul Marca, CEO Stanford Center for Professional Development (SPCD) |
|
Mark Chandler, San Francisco Mayor's Office |
|
Stan Lewandowski, Director of the US-Polish Trade Council i prof. Moncarz |
|
Łukasz Grabiec, m.in. Corporate Counsel w Intelu |
|
Sonja Sulcer, Program Manager z SPCD – nasza główna opiekunka |
|
Końcowy efekt półgodzinnej pracy fotografa-choreografa |
Lunch zjedliśmy w Faculty Club w towarzystwie naszych wykładowców, korzystających z dodatkowej okazji do wsparcia naszej motywacji zgodnie z zasadą "In Silicon Valley everyone is evangelist selling their religion" (próbka: "This will change your life. Think about ways you are doing today and try to stretch it. Be the force of nature. Think about tsunami – that's you.")
|
Stanford Faculty Club, Jeremy Sabol at our table |
Organizatorzy zapewniają, że będą nas wspierać w załatwianiu zgody na udział w wykładach ogólnouniwersyteckich – co w kontekście informatycznej mocy Stanfordu jest niezmiernie kuszące (tylko jak to zrobić, skoro cały tydzień zapełniony zajęciami z naszego programu?) W każdym razie warto zajrzeć na
stronę Wydziału Informatyki, gdzie znajdziemy np. takie oto aktualne pozycje z mojej działki:
CourseWare zawiera jeszcze więcej ciekawych materiałów – w tym
Natural Language Processing Chrisa Manninga.
Po lunchu część z nas została jeszcze, by trochę się powłóczyć:
|
Siedmiu wspaniałych |
|
Mieszczanie z Calais Rodina w Memorial Court |
|
Główny dziedziniec i wieża Hoovera |
|
Widok na kampus z wieży |
i wydać pieniądze z karty jedzeniowej na książki, ubrania i inne stanfordzkie gadżety w sklepiku:
|
Pierwszy zakup pośrednio związany z jedzeniem |
Większą część sklepiku zajmują wciąż książki, więc nie odmówiłem sobie przejrzenia paru pozycji lokalnych guru podczas mierzenia ubrań przez dziewczyny. Podobało mi się:
Tina Seelig: What I With I Knew When I Was 20, one of the most creative and inspiring teachers at Stanford
Rozpoczyna się opowieścią o zadaniu, jakie dała zespołom studentów: w kopercie jest 5$, trzeba zarobić jak najwięcej w dwie godziny. Macie nieograniczoną ilość czasu na planowanie, ale zegar zaczyna tykać po otwarciu koperty. Prezentacja swoich osiągnięć – na zajęciach po weekendzie. Pomysłów było wiele: zaczynały się od zakupu losu na loterii, po zapewnienie zasobów, które można potem przez te dwie godziny sprzedać z zyskiem (lody, owoce), ale najlepsze efekty uzyskiwały zespoły, które kreatywnie zinterpretowały wymagania początkowe. Co by było, gdybyśmy nie mieli nawet tych 5$? Jednym z lepszych pomysłów okazała się wcześniejsza rezerwacja miejsc w restauracjach, przed którymi tworzyły się kolejki i odsprzedaż tych miejsc zainteresowanym z końca kolejki – czy darmowe sprawdzanie ciśnienia w oponach rowerów na kampusie i pompowanie kół za dolara (lub później, co przyniosło większe dochody, za dobrowolny datek). Najwięcej zarobił jednak zespół, który w ogóle nie skorzystał z dwóch godzin ani zawartości koperty, bo stwierdził, że ich najcenniejszym zasobem jest czas na zajęciach na prezentację swoich osiągnięć – który został sprzedany firmie pragnącej dotrzeć do studentów Stanfordu. Za 650$.
Moim zdaniem – niezłe. Także w kontekście sposobu na pisanie książek: dać studentom zadanie i opisać, co z niego wyszło. No dobrze, jesteśmy w Kalifornii, cynizm został za wielką wodą.
Tymczasem w domu – polska wiosna:
|
Dla tych, którzy nie wierzyli: tak, mam trzech synów |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz