- Coupa Cafe, gdzie można ponoć podsłuchać zakładających startupy,
- Cheesecake Factory,
- stare kino,
- the Dish,
- Computer History Museum,
- przewodnik Steve'a Blanka z mnóstwem linków.
U Mike'a Lyonsa ćwiczymy w zasadzie dwa komunikaty: jak bardzo przychód jest niezależny od przepływów gotówkowych i jak wzrost firmy drenuje zyski. Między wierszami uczymy się też zależności źródeł finansowania od etapów rozwoju firmy. Chyba trochę przestaje w nas wierzyć, bo czasem mamy problemy z szybkimi odpowiedziami na jego finansowe pytania. W każdym razie trzeba wiedzieć, czym jest income, revenue, profit, gross receipt – masakra. Albo śmieje się po swojemu, gdy zakładamy żałośnie niską 20-procentową marżę brutto dla biznesu internetowego. Tylko Rafał zaimponował mu dziś rzuconym szybko pomysłem zwalniania pracowników w celu cięcia kosztów.
Na koniec zajęć wysłuchaliśmy przepowiedni upadku Groupona, który oszukuje dostawców (bo klienci, którzy coś kupili, rzadko wracają, więc cała zabawa będzie trwać do momentu, do którego będzie się udawać pozyskiwać nowych oferentów). Tak źle chyba nie jest.
Lunch jedliśmy w Cafeterii Market Square, która odnalazła się wewnątrz budynku stanfordzkiego szpitala, co skutecznie obrzydziło posiłek moim towarzysz(k)om. Fakt, widok lekarzy jedzących w służbowych fartuchach i czepkach nie pomaga w trawieniu, więc jednak – never again, choć jedzenie smaczne i tańsze niż gdzie indziej.
Mark Schar zaczął od opowieści o testach Guilforda i ich użyciu w badaniach Landa i Jarmana. Z 1600 pięciolatków przebadanych testem dla NASA mającym wykryć najbardziej innowacyjnych pracowników aż 98% zostało ocenionych jako geniusze kreatywności. Gdy badanie powtórzono po 5 latach na tej samej grupie, najlepszy wynik osiągnęło już tylko 30% dzieci, wśród 15-latków – 12%, a wśród dorosłych – 2%. Wynika z tego, że brak kreatywności jest cechą nabytą. Ale skoro tak, to pewnie można się też oduczyć bycia mało kreatywnym. Żeby nas przekonać, Mark przedstawił nam kilka teorii, zupełnie przypadkowo wyłącznie ze Stanfordu: Alberta Bandury: jesteś tym, w co wierzysz (więc jeśli nie wierzysz, że jesteś kreatywny – nie będziesz kreatywny), Carol Dweck: trzeba zmienić sposób myślenia (zamiast statycznego, skupionego na obronie naszych talentów trzeba się nastawić na rozwój) oraz Hilary Austen: trzeba dopuścić do głosu artystyczną część siebie, bo to właśnie ona pozwala na uchwycenie wieloznaczności, która jest istotą kreatywności.
W sesji teach back uczyliśmy się technik:
- rysowania problemu, bo obrazki poprawiają komunikację, uruchamiają inną część mózgu,
- elevator pitch (było już wiele razy): tworzenia krótkiego, przekonującego (inwestora, ale to ważne także dla nas, bo nadaje strukturę naszemu rozwiązaniu) opisu naszego pomysłu zawierającego informację o potrzebach rozwiązywanych przez nasz produkt, potencjalnych klientach, konkurencji, korzyściach, różnicach stanowiących o naszej przewadze,
- 5 razy "dlaczego": drąż problem, pytaj kaskadowo rozwijając odpowiedzi, które dostajesz,
- DNA innowatora (czyli nasze :) – tylko 1/3 to geny, więc innowacji można się nauczyć; trzeba tylko mieć odwagę i gotowość na zmianę status quo i podejmowanie ryzyka, umieć syntetyzować wiedzę, być dobrym obserwatorem, eksperymentatorem, networkerem.
Tomek uczy i bawi |
Na koniec dyskutowaliśmy nad naszymi indywidualnymi profilami stworzonymi na podstawie ankiet wypełnianych w zeszłym tygodniu i ilustrującymi zbieżność naszych odpowiedzi z jednym z czterech typów osobowości:
- niebieski: skupiony na danych, racjonalny i analityczny
("what do the numbers say?") - zielony: konserwatywny, zachowawczy, zorientowany na proces
("when is it due?") - czerwony: emocjonalny, intuicyjny, skupiony na relacjach
("who's working on that?") - żółty: pełen inwencji, syntetyczny, preferujący podejście całościowe
("what's the big idea?")
Grupa niebieska: logicy i krytycy |
Grupa zielona: tradycjonaliści |
Grupa czerwona: kobiety |
Grupa żółta: ci najlepsi |
W ostatnim z trzech dzisiejszych wielkich bloków edukacyjnych Stephen Monismith (Dyrektor Laboratorium Mechaniki Przepływów) opowiadał o strukturze wydziału, obowiązkach szefa i stanfordzkiej atmosferze "robienia nauki", z wtrętem o konieczności zrównoważenia podziału czasu między badania/dydaktykę/rodzinę. Nawet ciekawe, ale o 18:00 nie było łatwo.
Stephen Monismith |
W każdym razie mglista idea wyjątkowości Doliny Krzemowej zaczyna się trochę klarować. Trzeba myśleć szeroko, nie bać się ryzyka i robić swoje – jak na tablicy przy garażu HP: "the idea for such a region originated with Frederick Terman, a Stanford university professor who encouraged his students to start up their own electronic companies in the area instead of joining established firms in the east".
A gdzie kolega Leszek? ;)
OdpowiedzUsuńZdjęcia pokazują jądra grup, do których potem dobierano resztę stawki. Leszku, gdzie byłeś?
OdpowiedzUsuń