środa, 22 maja 2013

Dzień 38: Kaniony

I jeszcze parę słów od Krzyśka (i zdjęcie czwarte od końca też, a trzy ostatnie Marcina):
Dziś stosunkowo mało jeździliśmy, a dużo chodziliśmy. Zaczęliśmy od Zion National Park. Z braku czasu zrobiliśmy jedynie program obowiązkowy, aby zaliczyć najciekawsze atrakcje trzeba byłoby pociągnąć korytem rzeki w górę kanionu. W drodze do Bryce Canyon zabawiliśmy w jednej z parkowych restauracji, gdzie spotkała nas bardzo ciekawa przygoda kulinarna. Obsługująca nas Pani podjęła nas jak swoich i zaserwowała pyszne steki oraz domowe pączki – wszystko bardzo smaczne, niedrogie i z sercem na dłoni. Kolejny z kanionów to nie lada gratka dla turysty. Szlaki prowadzą malowniczymi zboczami Bryce Amphitheatre i od bogactwa wrażeń naprawdę można było dostać zawrotu głowy. Na koniec zajechaliśmy na nocleg do Cannonville, sprawiającego wrażenie, choć pięknie położonego miasteczka, to jednak większej konkurencji dla Las Vegas nie stanowiącego.
Zion: niespodziewane zwroty akcji
Krajobrazy jak ze "Strażnicy"
Po drugiej stronie tęczy
Kapelusz się nie mieści
Piknik pod wiszącą skałą
Przełomy Syjonu
Prawie jak zachodni brzeg Jordanu
Na sucho nie przejdziemy
Darmowa akupresura
Pozujące wiewióry
Amerykański slow-food
Z Panią, której ciężko odmówić
Coś pomiędzy Arches i Tunnel Log
Bryce Canyon z boku
Widok z Inspiration Point
Grand Canyon niech się schowa!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz